(fot. pixabay)
23 stycznia obchodzony jest Dzień bez Opakowań Foliowych. Proekologiczna inicjatywa narodziła się w 2008 roku w Polsce. Produkcja jednej torebki trwa mniej niż sekundę, ale jej rozkład może zająć nawet 400 lat. Rosnącej konsumpcji towarzyszy wzrost produkcji odpadów. Jak dużo zależy jednak od codziennych wyborów każdego z nas?
Dzień bez Opakowań Foliowych to inicjatywa, która zrodziła się kilka lat temu ze względów ekologicznych. Foliowe opakowania, zwłaszcza reklamówki na zakupy, kończą zwykle jako odpady, będące najczęściej występującymi „śmieciami” na terenach zaludnionych.
Każdego roku na Polski rynek trafia ok. 6 mln ton opakowań. W wyniku selektywnej zbiórki zbieranych jest ok. 1,5 mln ton, a do recyklingu trafia połowa tej masy. Od 1 stycznia 2021 roku Unia Europejska wprowadziła zakaz sprzedaży plastikowych jednorazówek, słomek czy sztućców. Już ponad 18 miesięcy temu miały być wyeliminowane także w Polsce.
Torebki foliowe są wynalazkiem stosunkowo młodym, bo ich „zawrotna”, globalna kariera sięga 1965 roku. Nie sposób dokładnie określić, ile sztuk wprowadza się każdego roku na rynek, jednak szacuje się, że może to być od 500 miliardów do nawet jednego biliona.
Co może zrobić każdy z nas?
Najprostsze rozwiązania są najskuteczniejsze. Najwięcej zależy od zmiany codziennych nawyków. Zabieranie na zakupy własnych, wielorazowych toreb, zwracanie uwagi sprzedawcom, by nie pakowali każdej rzeczy w osobną „foliówkę”, czy wybieranie produktów jak najmniej opakowanych. Torebki, które już są w użyciu, powinny trafiać do odpowiedniego kosza na plastik, a nie do zwykłego pojemnika z innymi odpadami.
Jak to robią inni?
Niektóre kraje całkowicie zakazały dystrybucji foliowych torebek. W tym gronie znajdziemy choćby Japonię, Australię, czy niektóre regiony Francji. W Delhi (stolica Indii) za złamanie zakazu ich używania grozi wysoka grzywna. Portugalczycy, Holendrzy i Niemcy poszli inną drogą i wprowadzili opłaty za „foliówki”.